Pani doktor ozdrowiałam!

Takim zdaniem rozpoczęłam rozmowę z neurolog podczas ostatniej wizyty. Moja rozmówczyni wie, że może spodziewać się po mnie różnych „ciekawych” pomysłów 😉 typu one (crazy) week in Iran … Ale szybko ją uspokoiłam, że tym razem to tylko Zanzibar za 2 tygodnie (prosto po kolejnym rezonansie), a i przy okazji pochwaliłam się jeszcze wywiadem w DD TVN … no w końcu taki zaszczyt nie zdarza się codziennie.

Dlaczego Zanzibar? Bo nie ma obowiązkowych szczepień …. Niestety przez pandemię covid19 lista dostępnych dla mnie krajów nagle stała się … krótka. ;( Oczywiście nie obyło się bez kolejnych testów … na szczęście znów negatywnych 😉 Mój lot miał przerwę w Hurghadzie gdzie lata temu rozpoczęły się moje podróże. Znów zamieniłam kurtkę na letnią sukienkę (z okazji moich 37 (co, których ?!?) urodzin. Dalej pamiętam jak pilot powiedział, że właśnie minęliśmy równik, lądowanie & gorące afrykańskie powietrze.

Pierwszy dzień minął mi na organizowaniu, planowaniu mojego pobytu. „Plusem” poruszania się o kijkach do nordic walking jest pierwszeństwo we wszystkich kolejkach (chociaż wolałabym odstać swoje, ale być sprawna). Kolejny dzień to wyprawa do stolicy wyspy czyli Stone Town – stolicy niewolnictwa w czasach kiedy było legalne … praca w korpo jednak nie była taka zła 😛 i farmy przypraw. A w międzyczasie udało mi się zobaczyć dom Freddiego Merkurego.

Lecąc na Zanzibar zakładałam podobny klimat / pogodę jak na Kubie czy Capo Verde, gdzie tropikalna pogoda była bardzo przyjemna 😉 Niestety wbrew zapewnieniom paniom z biura podróży było zdecydowanie za gorąco + spora wilgotność … Nie dość, że Putin zaatakował Ukrainę tuż przed moim wyjazdem, to jeszcze klimat dał mi popalić ;( Ale lokalsi na miejscu okazali się niesamowicie pomocni, łącznie z tym, że miałam wydzielony swój stolik w resteuracji & mogłam liczyć na pomoc praktycznie w każdej chwili 😉 Zabawne było to, że niektóre osoby z Polski kojarzyły mnie z mojego wywiadu w DD TVN. Cieszy mnie, że do tak wielu osób udało mi się dotrzeć z moim niosącym nadzieję przykładem ;).

Skoro przebyłam taki kawał drogi, grzechem byłoby nie skorzystanie z największej tamtejszej atrakcji – SAFARI. Nie jest to tania impreza, ale oglądania dzikich zwierząt żyjących w (prawie) naturalnych warunkach jest naprawdę niesamowitym przeżyciem. Oczywiście wymagało to przelotu na kontynentalną Tanzanię, ale było to świetnie zorganizowane. Lotnisko docelowe było dokładnie pod samym parkiem (no dobra, „puszczą”), a stewardesa znała podstawowe słówka w języku polskim 😉 Prosto z samolotu przesiadka do dżipą & zaczynamy przygodę. Zwierzęta są przyzwyczajone do podglądających je ludzi, a terytorium parku zmienione w jak najmniejszym stopniu. Nigdy nie wiesz jaki okaz pojawi się za następnym zakrętem. Niestety żadnym nie był najbardziej poszukiwany król dżungli czyli simba (suahili: lew). Ale poza tym zobaczyliśmy wszystkie gatunki ze słynnej afrykańskiej piątki.

2012 – wisieńka na torcie RIO DE JANEIRO :)

W momencie jak układałam swój szalony plan podróżniczy byłam święcie przekonana, że pod koniec roku spełnię swoje długoletnie marzenie & polecę do Brazylii. Pamiętam, że jak na jakiejś karnawałowej imprezie leciał słynny kawałek Bellini i mówiłam komuś, że ja tam polecę w tym roku. Potem nieraz słuchałam innej piosenki, której wstęp bardzo mi się spodobał i wyobrażałam sobie, że ja też usłyszę taki sam komunikat. Tak, wierzę w prawo przyciągania & potęgę podświadomości. Ale zanim to się stało wysłuchałam tego utworu setki razy, niezachwianie wierząc, że jednak tam polecę. Wielokrotnie przeszukiwałam portale, wyszukiwarki lotów, pytałam innych podróżników, którzy nieraz się śmiali z ceny, którą sobie założyłam. We wrześniu kupiłam bilet Berlin – Rio – Berlin za 3400 pln 🙂 Do Niemiec dojechałam bla bla carem, noc w Berlinie spędziłam u przypadkowej osoby, z którą się zgadałam w tramwaju – tak, serio, niech żyje znajomość niemieckiego 🙂 Pamiętam, że byłam niesamowicie śpiąca następnego dnia na lotnisku, ale w końcu znalazłam się w samolocie i usłyszałam wymarzony & od dawna wyczekiwany komunikat 😉

Bring me BACK to MY life!

Jedna z moich ulubionych piosenek podsunęła mi pomysł na tytuł tego postu.

Nie tak miał wyglądać mój prezent urodzinowy!

W samolocie powrotnym z Kuby (na której też nie planowałam być 😛 ) wymyśliłam, że skoro mam niedługo 35-te urodziny to trzeba zrobić coś naprawdę extra – NYC! Potem zmieniłam zdanie (wizy kubańska, a zwlaszcza irańska, po śmierci generała Sulejmaniego) na Maderę (tamtejsze sanki od dawna mnie kuszą), a skończyłam w najmniej spodziewanym miejscu – swoim rodzinnym domu 😦

Guantanamera

Zanim usłyszałam ten znany kawałek w jednej z hawańskich resteuracji musiałam …. Mogłabym chyba napisać książkę o urokach (czytaj: perypetiach) podróżowania 😛 O tym, że za pięknymi zdjęciami, zabawnymi historyjkami kryje się wiele „przygód” i żeby było ciekawiej w niewielkim stopniu związanych ze stwardnieniem rozsianym.

Mój lot do Cayo Coco (Kuba) był opóźniony o 20 h, walizka (z moimi wygodnymi butami) dotarła do mnie z prawie 3 dniowym opóźnieniem. Tata się ze mnie śmieje, że zgubić walizkę w locie czarterowym jest „mistrzostwem świata” 😀 Pomimo tych wszystkich perypetii wyjazd bardzo dobrze wspominam 🙂 Zwłaszcza, że na Gwiazdkę dostałam buzi od delfina & moja walizkę.

W Wigilię popłynęłam na rejs katamaranem po niesamowicie niebieskim Morzu Karaibskim z krótką przerwą w delfinarium. To są niesłychanie inteligentne stworzenia & popisy wytrenowanych delfinów to jest zdecydowanie coś co warto zobaczyć. Kolejna wyprawa, gdzie wymagałam nieco „specjalnego traktowania” 😉 Chcę tu napisać, że dzięki tym wszystkim fantastycznym osobom, mogę podróżować, korzystać z różnych atrakcji, czasem wymaga to tylko niewielkiej zmiany planów lub trochę pomocy. Diagnoza poważnej choroby, była czymś co definitywnie zmieniło moje życie, ale w pewnym sensie na lepsze albo przynajmniej ciekawsze 😉

Wigilia po kubańsku

Po powrocie okazało się, że moja walizka się odnalazła, w samą porę – ładna (letnia!) sukienka na Wigilię & wygodne sandały do zwiedzanie Hawany. Przepiękna starówka starówka tego miasta jest wpisana na Listę Światowego Dziedzictwa UNESCO. Jak wiele miast, dzieli się na ładną „część dla turystów” & zwykłą Hawanę. Kuba ma bardzo ciekawą historię, a z jej „lepszych czasów” pozostały na wyspie cadilaci & inne STARE samochody. Po obejściu standardowej trasy (moja sprawność … a raczej upór zostały docenione przez pilotkę), wsiadłam do cukierkowo-różowego auta, niewiele młodszego od mojego taty (tak, znajomość hiszpańskiego była bardzo przydatna).

Ciekawostką jest to, że na Kubie funkcjonują 2 „odmiany” lokalnej waluty: peso convertible (wymienialne) i non-convertible (dla lokalsów). A hitem jest banknot 3 peso (!!!) – nigdy, nigdzie nie widziałam banknotu o takim nominale (bezcenna „zdobycz” do mojej kolekcji walut z całego świata).

Last Christmas …

Bez tytułu

Nawiązując do słów znanej piosenki … W ubiegłym roku spędzałam Gwiazdkę na przepięknych Wyspach Zielonego Przylądka. Wino w letniej sukience nad brzegiem oceanu pite 25 grudnia było czymś tak wspaniałym, że uznałam, że koniecznie trzeba to powtórzyć! 🙂 W tym roku wybrałam wyspę znaną m.in. z raczej starych samochodów i pewnego popularnego drinku o nazwie Cuba libre.Vintage american oldtimer car parked on a beach in Cuba

Making dreams come true :)

71324189_10157605491507402_4251244606236131328_n
Italiano vero

Nie wiem czy to była inspiracja czy nie … Kupiłam (dość spontanicznie) mojemu Tacie w prezencie na 60-te urodziny puzzle (jego ulubione hobby) na 6000 elementów z obrazkiem kolacji w Wenecji. Z powodu konkretnego remontu od jakiegoś pół roku „męczę” jak i kiedy zamierza zacząć układać. W tzw.  międzyczasie znalazłam w miarę fajny lot do Wenecji i sama poleciałam na taką kolację 🙂

Od kilku lat w mediach przewija się temat „tonącej Wenecji”, więc postanowiłam popływać gondolą (póki jeszcze można). To była moja trzecia wizyta w tym mieście, ale pierwsza z tradycyjną wenecką atrakcją. Pierwszy raz byłam dawno, dawno temu z rodzicami i siostrą. Tyle, że nie byłam w stanie wtedy przekonać mamy, żeby kupiła mi fantę. Dlatego kluczowym punktem każdej kolejnej wizyty jest obowiązkowa puszka nad kanałem lub na placu św. Marka :).

73229392_679069462586659_6892541135546220544_n
22 lata później … to się nazywa cierpliwość

Tym razem był jeszcze rejs gondolę, która niestety kosztuje 80 euro …. za +/- pół godziny (!!!). To się nazywa monopol. Na szczęście znalazły się inne osoby, które chciały podzielić koszty i japońsko-polsko-chiński „team” wyruszył w kierunku Canale Grande.

7 lat temu zorganizowałam sobie Tour de Italia, którego jednym z punktów była Florencja. Pech chciał, że dopadło mnie jakieś przeziębienie, ból gardła i pamiętam to miasto przede wszystkim przez pryzmat przepięknych wystaw lodów, na które wtedy niestety nie mogłam sobie pozwolić 😦 Dlatego tym razem pojechałam do Florencji przede wszystkim … na lody 😉 (które szczerze kocham całe swoje życie 😉 Poza tym fajnie było znów odwiedzić te same miejsca, a Toskanię uważam za jeden z najfajniejszych rejonów we Włoszech.

gelato italiano – mio grande amor 🙂

A teraz extrymalne zakończenie fajnego wyjazdu 😉 Ostatnie 8h w Wenecji dostarczyło mi więcej emocji niż jakiś miesiąc normalnego życia. Zaczynając od problemów ze znalezieniem ostatniego hostelu (chociaż spacer nocą po centrum Wenecji jest ciekawym doświadczeniem), mandat za brak biletu na łódkę o 5 rano (!!!) (automat biletowy nie chciał zaakceptować mojej karty płatniczej, ale automat „kanara” już nie miał takiego problemu :/ ), po taxówkę, która kosztowała mnie ponad 80 euro. Koniec końców gratuluję sobie, przede wszystkim zachowania „zimnej krwi”.

Piu bella cosa

71258351_10157579066897402_4500952608961200128_n

Z reguły podróżuje / podróżowałam sama, bo tak było wygodniej ;). Stwardnienie rozsiane jest / było na tyle nieprzewidywalną chorobą, że jakieś wieeeeelkie plany nie bardzo wchodziły w grę. Ponadto kiedyś z reguły nocowałam w ramach organizacji Couch Surfing (https://pl.wikipedia.org/wiki/Couchsurfing). Natomiast w ostatnich latach wybieram dość nietypowe kierunki / terminy, np. 33 urodziny w Iranie, Gwiazdka 2018 na Capo Verde … Ku mojemu sporemu zaskoczeniu drink z dobrą koleżanką ze studiów skończył się planem wyjazdu na Sycylię. Tak po 7-mio letniej przerwie odwiedziłam mój ulubiony, europejski kraj 😉

Zdecydowałyśmy się na pobyt w bardzo klimatycznym hotelu złożonym z domków porozmieszczanych na pagórkach, w śródziemnomorskim ogrodzie – powyżej foto z widokiem z naszego pokoju. Wyjazd na Sycylię bez odwiedzenia Etny byłby „nieważny”. Niestety z wiadomych powodów, musiałam odpuścić bardziej ekstrymalne części wycieczki. Natomiast przejazd po zalanych lawą terenach & opowieści pilotki były fascynujące. Poniżej wklejam zdjęcie jednego z domów, który pokazuje jak niszcząca potrafi być siła natury. Ciekawostką jest to, że Sycylijczycy nie pozwolą powiedzieć złego słowa na tematy Etny i doskonale nauczyli się żyć w takich warunkach.

Dom zatopiony w lawie

To był wyjazd bardziej relaksacyjno – leniuchowy tzn. wypoczynkowy 😉 Ja zdecydowałam się na pół dniowy wyjazd do miejscowości Cefalu, którą wiele osób jeszcze w Polsce mi polecało. Usiadnięcie nad brzegiem morza z espresso w jednej ręce i lodami w drugiej & włączenie mojej ukochanej piosenki w wykonaniu Eros & Tina – to był dla mnie najfajniejszy moment tego wyjazdu 😉

Ostatnim punktem był rejs po morzu połączony z oglądaniem wybuchu wulkanu, który eksploduje mniej więcej tak regularnie jak smok wawelski zieje ogniem 😉

undefined

Stromboli w akcji 😉

برای چنین لحظاتی ارزش زندگی دارد Dla takich chwil warto żyć – IRAN

pobrane (1)

Kiedyś w internecie znalazłam powyższe foto, które przedstawia Kraków (miasto, w którym chciałam studiować i aktualnie mieszkam) oraz irański Isfahan. Naprawdę nie wiem skąd wzięła się moje zainteresowanie Iranem. Fascynuje mnie wszystko co jest międzynarodowe, inne i właśnie taki jest dla mnie Iran. Poznałam wiele osób z tego kraju i moim zdaniem Irańczycy to najfajniejsza, najbardziej przyjacielska nacja na świecie. Pamiętam jak wyszłam z pracy (po przeprowadzce do Krakowa) i zobaczyłam tamtą kobietę ubraną w sposób, który wskazywał, że może pochodzić z Iranu. Nie byłabym sobą, gdybym nie podeszła i nie zapytała. Myślę, że od tamtego czasu Iran w taki czy inny sposób poprzez ludzi, których spotykałam, muzykę, przepyszne perskie lody, różne zabawne zrządzenia losu przewijał się przez moje życie. W końcu w lutym 2018 wbrew jakiemukolwiek zdrowemu rozsądkowi spełniłam swoje długoletnie marzenie 🙂 Iran był wtedy moim 40-stym odwiedzonym krajem.

28468239_10156177167017402_6589445811050749690
Sklep z perskimi dywanami w Esfahan

Chciałam się tam wybrać dwa razy, ale nie wyszło :/ Ale co tam, do trzech razy sztuka! Szczegół, że ten trzeci raz był mega expresowy i tym sposobem w 4  (!!!) dni znalazłam się na pokładzie samolotu lecącego do Teheranu. Mój lot rozpoczął się w Pradze -> przesiadka w Kijowie -> تهران  🙂 Podczas ostatniego odcinka zastanawiałam się, co ja najmądrzejszego wyrabiam, zwłaszcza, że na Ukrainie moje mięśnie odmówiły współpracy … znowu ?! Na szczęście godzina snu w samolocie zdziałała cuda 🙂 W Teheranie wylądowałam w środku nocy, w chuście na głowie. Po wykupieniu ubezpieczenia, wizy i odczekaniu swojego, moim oczom ukazał się wielki portret ajatollaha Chamainiego.

Zaraz podszedł do mnie jakiś Irańczyk, który dał mi banknot 500.000 riali, pomógł kupić irańską kartę sim, wymienić pieniądze (nagle wymieniając 50 euro zostałam „milionerką”, 1 pln = 10.000 irr) i zorganizować taxówkę. Kierowca od razu dał mi kubek z wodą, drugi z herbatą i DUUUŻO cukru. Pokazałam mu adres pisany w farsi, on skinął głową i ruszyliśmy (szczegół, że ja nie miałam zielonego pojęcia dokąd). Do dzisiaj się śmieje, że miałam więcej szczęścia niż rozumu 😉 Taxówkarz wszedł ze mną do budynku, żeby sprawdzić czy mam gdzie mieszkać, właśnie tacy są Irańczycy 🙂

Teheran jest ogromnym miastem, zamieszkanym przez ponad 12 milinów ludzi. Jednym z charakterystycznych budynków jest wieża Azadii, zbudowana przez szacha Reza Pachlawiego dla uczczenia 2500 lat Imperium Perskiego. Mehdi, u którego mieszkałam, obwiózł mnie trochę po stolicy, zabrał do przepięknego Pałacu Golestan i pomógł złapać autobus do kolejnego miasta.

29343177_10156228780597402_3048371845997789184

Powyższe zdjęcie przedstawia powód mojej szalonej eskapady – ميدان نقش جهان (Nobla dla tego, kto to przeczyta 😛 ) W chwilach zwątpienia, nieraz powtarzałam sobie, że jeszcze wyślę pocztówkę z Iranu, lekarzowi, który zdiagnozował u mnie SM i oczywiście koniec, końców postawiłam na swoim! Ostatnim punktem tej wyprawy było Shiraz, a potem 3-dniowa droga powrotna do Polski.

Słynne wino z Shiraz

Do mojego mieszkania wróciłam nad ranem, zostawiłam rzeczy i pojechałam do szpitala. Moja neurolog na mój widok stwierdził, że miałam być dzień wcześniej. Na co ja odpowiedziałam, że jadę do niej od 3 dni … z południa Iranu 😉

Wyjazd do Iranu był niesamowity, jedna z najlepszych przygód w życiu 🙂 Ale żeby Kraków „nie czuł się” poszkodowany, zamieszczam filmik, który moi brazylijscy znajomi zrobili pewnego pięknego, jesiennego dnia … żeby było ciekawiej tamten dzień rozpoczęłam w Turcji & lotem powrotnym.

Jesienny spacer po Krakowie

65553396_312510823035379_5776574431497289728_n

Jedno z najniezwyklejszych zjawisk na naszej planecie

65196726_10157374792042402_597518255401205760_n

To co uwielbiam w podróżowaniu, to oglądanie / poznawanie rzeczy miejsc, zwyczajów, potraw etc, których nie ma w moim miejscu zamieszkania (Kraków). Dlatego tak bardzo fascynował mnie Iran, który odwiedziłam w ubiegłym roku (prezent ode mnie dla mnie na 33 urodziny). W tym roku zafundowałam sobie jeszcze oryginalniejszy wyjazd – za koło podbiegunowe, w poszukiwaniu zorzy polarnej.

Nie jestem fanką zimy / zimna, nie uprawiam żadnych sportów zimowych i bardziej w moim stylu jest pakowanie szortów & bikini w styczniu. Na powyższym zdjęciu jestem w 4 warstwach ubrań, w tym 2 kurtkach zimowych, ale przynajmniej było mi ciepło 🙂 Żeby było ciekawiej 2,5 miesiąca wcześniej byłam na Wyspach Zielonego Przylądka & spędzałam Gwiazdkę pod palmą.

Nawet najdłuższa droga zaczyna się od … pierwszego wpisu ;)

Moja kariera „celebrytki” zaczęła się (jak wiele fajnych rzeczy) „przez przypadek” 😉 Kiedyś, jak nie mogłam pogodzić się z diagnozą, oglądałam / czytałam historie osób, które mierzyły się z nietypowymi wyzwaniami, życiowymi przeszkodami. Poniżej zamieszczam linki do moich 2 ulubionych filmików z YouTube:

  • każda sytuacja ma dwa oblicza, zależy jak na nie spojrzysz 😉
  • nigdy nie jest za póżno, żeby podjąć nowe wyzwanie!

Dla mnie czymś takim są właśnie podróże. Samo mówienie masz być zdrowa, bo tak trzeba, mnie nie przekonuje. Natomiast „odpowiednie poustawianie” sobie wszystkiego w głowie, sprawiło, że po tysięcznej wywrotce wstaję, otrzepuję spodnie i idę dalej!

Kiedyś, na potrzeby mojego slajdowiska, stworzyłam własną prywatną interpretację stwardnienia rozsianego,

która napędzała mnie do zrobienia jednej z najfajniejszych rzeczy w moim życiu 🙂