Tym razem to nie było żadne koło podbiegunowe ani lodowiec. Miałam na studiach koleżankę, która w przeciwieństwie do mnie (letnia sukienka końcem grudnia lub bikini w lutym) pakowała narty i jechała poszaleć na stoku … w lecie.

Oczywiście pierwszą rzeczą po przylocie na Madere były obowiązkowe testy na covid19, u mnie na szczęście u mnie wyszedł negatywny 🙂 W hotelu również obowiązywało noszenie maseczek w przestrzeniach otwartych oraz jednorazowej rękawiczki (podczas nakładania jedzenia) w resteuracji. Dostosowałam się do wymogów i cieszyłam wyjazdem. Podobnie podchodzę do ograniczeń związanych z SM, choroba nie jest powodem, żeby rezygnować ze swoich pragnień!

O wyjeździe na Maderę marzyłam od dawna … mniej więcej od czasu, gdy „odkryłam” ich unikatowy na skalę świata sposób jeżdżenia na sankach 😉 Samo Funchal, stolica wyspy i miasto z którego pochodzi Cristiano Ronaldo jest bardzo górzyste, dlatego jest tam możliwy zjazd saniami … po asfalcie. O ile jest to bardzo fajne przeżycie, to długie spacery z powodu znacznych zmian wysokości niestety w moim przypadku odpadały 😦

Kolejną atrakcją było zwiedzanie wschodniej części wyspy z Dragon Tour, off-road po częściach niedostępnych dla autokarów. Miałam szczęście i przypadło mi miejsce na samym przodzie. Na pewno ten przejazd dostarczał więcej adrenaliny niż sanki i mnóstwo spektakularnych widoków. Część drogi prowadziła przez prastary las laurowy (laurisilva) z postojem na zobaczenie dawnej maderskiej zabudowy – domki Palheiro w miejscowości Santana. Na koniec wizyta w tradycyjnym poncha % barze 😉